(ENG.below the image) Wczoraj dzień bez symptomów. Rozglądam się na boki, czekając, skąd padnie strzał, czujna – ale on nie pada. Nawet z zaśnięciem nie miałam problemów. Ciekawe, ile dni odpoczynku da mi tym razem Dwubiegunowa Królowa. Jeden? Dwa? Tydzień może?…
Okazało się w międzyczasie, że mojego bloga czytają psychoterapeuci. Jeden z nich nawet poprosił o zorganizowanie newslettera…wiesz, taka wariacka przypominajka raz w tygodniu, że pojawiły się takie i takie wariackie teksty. Ucieszyło mnie to! Ktoś chce, by mu przypomnieć, że jakiś wariat ponad tysiąc kilometrów dalej coś napisał. A ściślej – ja. Miło.
Wczoraj popołudniu, oglądając dokument przyrodniczy BBC (co uskuteczniam co tydzień), przemówiłam do mojego psa słodko i delikatnie jak do dziecka. I nagle zaczęłam płakać. Płaczę i teraz, gdy to piszę. Uświadomiłam sobie bowiem, że sama do siebie nigdy tak nie mówię…takim tonem, tak czule. Oj nie, ja mówię do siebie zupełnie inaczej. Ty taka, ty owaka, ty znowu, ty zawsze, wstydź się, weź się w garść, nie bądź ciężarem, rób dobrą minę do złej gry, nie angażuj się za bardzo, nie można na tobie polegać, bój się, zabij się. Zrobiło mi się tak strasznie smutno, że potrafię tak mówić do…psa…a do siebie nie. A kto jak nie ja ma się mną zaopiekować w pierwszej kolejności?…
Och, chciałabyś sobie pobłażać – ripostuje mój Wewnętrzny Krytyk, który miał się dobrze jeszcze zanim zachorowałam, a w wyniku choroby dostał jakieś pięć tysięcy nowych dział do roznoszenia mnie w pył. Musisz się mobilizować! Motywować! Na-pier-da-lać!
No i znowu płaczę – obolała wskutek własnych działań i wyborów.
Przypomniał mi się mój wiersz sprzed kilku miesięcy.
Tkliwie
po co to piszesz, pytają raz po raz
takie smutne, tkliwe słowa
świat ich nie potrzebuje, musimy
odnosić sukcesy, iść do przodu
wzrastać, przekraczać, nikt nie chce
pamiętać
lecz ja wiem, co dzieje się z nieopowiedzianymi historiami
zmieniają się w duchy, nie popioły
snują się głodne i gryzą was w serca
choć udajecie, że to tylko listopadowy przymrozek
dlatego będę mówić, pisać i malować
karmiąc duchy tkliwością i opieką
by przystanęły – położyły się – i zasnęły znużone
przemieniając się w mgłę co pokrywa pola

No symptoms yesterday. I look sideways, waiting for where the shot will come, alert – but the shot doesn’t come. I didn’t even have any problems falling asleep. I wonder how many days of rest this time the Bipolar Queen will give me. One? Two? A week maybe? …
In the meantime, it turned out that my blog is read by psychotherapists. One of them even asked me to issue a newsletter … you know, such a crazy reminder once a week that such and such crazy texts appeared. It made me so content! Someone wants to be reminded that some madwoman wrote something over a thousand kilometers away. Or more precisely – me. Nice.
Yesterday afternoon, watching the BBC nature document (which I do every week), I spoke to my dog sweetly and gently as to a child. And suddenly I started to cry. I’m crying now, recalling that moment. I realized that I never talk to myself like that … in such a tone, so tenderly. Oh no, I speak to myself completely differently. You are so and so, you always, you never, shame on you, get a grip, do not be a burden, pretend to feel good, do not get too involved, people can not rely on you, you should be afraid, kill yourself. I felt so terribly sad that I can talk to … a dog like that… and not to myself. And who else should look after me in the first place? …
Oh, you would like to indulge yourself! – my inner critic says, who was perfectly fine before I got sick, and as a result of illness got some five thousand new guns to turn me to dust. You must keep up! Be motivated! Get-the-shit-done!
And I’m crying again – hurt because of my own actions and choices.
I recall my poem from a few months ago.
Tender
why are you writing that, they keep asking
such sad, tender words
the world doesn’t need them
we need to keep
succeeding going growing exceeding
no one wants to remember
but I know what becomes of untold stories
they turn into ghosts, not ashes
they wander, hungry, and bite your hearts
while you pretend it’s just a cold october’s morning
that’s why I’ll speak, I’ll write and I’ll paint
feeding spirits with tenderness and care
so that they stop – lie down – and fall asleep
turning into mystic fog over our fields