(ENG.below) Nie wiem jak wygląda twój poniedziałek – ja rozpoczęłam go zajęciami z terapeutycznego pisania. Wydawało mi się, że nigdy wcześniej nie miałam styczności z tą metodą, ale przypomniałam sobie bajkoterapię, którą wiele razy uskuteczniałam (między innymi prowadząc warsztat „Moje życie – moja bajka“ własnego autorstwa), oraz pisanie listów do samego siebie na zajęciach ze „Spotkania z wewnętrznym dzieckiem“.
Jednakże dziś było to co innego; dwa krótkie ćwiczenia, które zaprowadziły mnie na krawędź depresji, a może nawet dwa kroki w stronę przepaści; zaczęły się myśli o tym, by utopić się na basenie albo rzucić pod samochód. Jak do tego doszło?
Być może już wiesz, że kocham pisać. Idzie mi to z łatwością; rzadko kiedy zatrzymuję się na powierzchni zdarzeń i spraw. W ćwiczenia na zajęciach także weszłam całą sobą. Pierwsze zadanie: zapisujemy pytania, jakie przyjdą nam do głowy, ręką dominującą, drugą zaś (w moim przypadku lewą) – odpowiedzi. Moja prawa ręka chciała wciąż i wciąż wiedzieć DLACZEGO; dlaczego jestem chora, dlaczego chcę chronić swoje serce, dlaczego się boję, że się znów złamie, dlaczego, dlaczego…lewa z uporem godnym podziwu odpowiadała, że moje serce to mały ptaszek. Mały ptaszek??? Podobno jestem silna i twarda, a tu?…
Drugie ćwiczenie wprawiło mnie w jeszcze większą konsternację. Mieliśmy wybrać 1-2 zdjęcia, i pisać z perspektywy osób na nich widniejących. Wybrałam fotografię przedstawiającą karawanę na pustyni. Gdy zaczęłam pisać o pustce, a potem o stąpaniu po kościach przodków, by przejść do śmierci planety, zabawa się skończyła. Wpadłam w ciemną dziurę, z której do teraz nie potrafię w pełni się wygrzebać.
Chyba dlatego jakiś czas temu przerwałam psychoterapię w klasycznym tego słowa rozumieniu – godzinę mówienia, czucia i doświadczania; bałam się, że z jednej strony gdzie w siebie nie zajrzę, tam ciemność; z drugiej zaś – że rozpadnę się na tysiąc kawałków i nie znajdę w sobie siły, by je jakoś posklejać.
Palę papierosa i patrzę na dwie dziewczyny z pociętymi rękami, jedna z nich – z bliznami na twarzy. Nie wyobrażam sobie, jak musiały cierpieć, by chcieć zadać sobie taki ból, który ma na celu przyniesienie ulgi.
Stąpamy po kościach naszych przodków.
I do not know what your Monday looks like – I started the day with therapeutic writing classes. It seemed to me that I had never had contact with this method before, but I recalled the fairy-tale therapy which I had performed many times (among other things, running my own „My life – my fairy tale” workshop) and writing letters to myself during the classes at „Meetings with an inner child.”
However, today it was different; two short exercises that took me to the edge of depression, maybe even two steps toward the abyss; suicidal thoughts began – to drown in the pool or throw myself under the car. How did this happen?
Maybe you already know that I love writing. It’s easy for me; I rarely stop at the surface of events and matters. Into the class exercises I also plunged with my whole being. The first task: we write down the questions that will come to our mind with the dominant hand, the second (in my case the left one) – writes answers. My right hand wanted to know on and on WHY; why am I sick? why do I want to protect my heart? why am I afraid it will break again? why, why … left with admirable stubbornness would answer that my heart is a little bird. Little bird??? Apparently I am strong and tough, and here? …
The second exercise made me even more confused. We had to choose 1-2 photos, and write from the perspective of people appearing on them. I chose a photograph of a caravan in the desert. When I started writing about emptiness, and then about stepping on the bones of the ancestors, to go to the death of the planet, the fun ended. I fell into a dark hole, from which I can not fully dig myself up until now.
I think that’s why some time ago I stopped psychotherapy in the classical sense of the word – an hour of speaking, feeling and experiencing; I was afraid that on one hand wherever I would look into myself, there was darkness; on the other hand – that I will fall into thousand pieces and I will not find the strength to put them together somehow.
I smoke a cigarette and look at two girls with cut hands, one of them – with scars even on her face. I can not imagine how they had to suffer to want to inflict pain that is meant to bring relief.
We tread on the bones of our ancestors.